12 października wyjechaliśmy do Wisły. To miasto położone w powiecie Cieszyńskim w Beskidzie Śląskim. Zamieszkaliśmy w małym domku, pełnym zakamarków i plątaniny korytarzy. Szło się do niego pod górę, ale na szczęście nie potrzebowaliśmy lin zabezpieczających.
Sobota przywitała nas deszczowo i mgliście. Na szczęście wkrótce się wypogodziło. Wybraliśmy się do Chlebowej Chaty. Tam przywitał nas napis: "Myj się zimną wodą, będziesz piękną i młodą" ... nie wiem jak inni, ale ja postanowiłam przyjąć to motto żartem. Bardzo sympatyczny Pan Marian "zabrał" nas do świata naszych dziadów. Malowniczo opowiadał jak przed dziesiątkami lat żyło się na wsi, do czego służyły sprzęty o dziwnych nazwach i jeszcze dziwniejszej konstrukcji. Jak kiedyś, a w Chlebowej Chacie również dziś, hodowano pszczoły i wyrabiano miód. W przerwie mogliśmy własnoręcznie wyrobić i upiec, a potem oczywiście zjeść, własnego podpłomyka. Oblać go miodem, posmarować masłem lub smalcem i delektować się jego wyjątkowym smakiem, popijając kawą zbożową. Niebo w gębie!
Niedziela od rana była słoneczna. Po mszy wybraliśmy się do Galerii Adama Małysza. Mogliśmy tam podziwiać trofea naszego mistrza, jego kombinezony, nary i koszulki. Każdy chciał mieć pamiątkę z tego wyjątkowego miejsca, chociażby tylko było to zdjęcie z Małyszem ... z drewna. Kiedy tak staliśmy przed tymi wszystkimi pucharami i medalami, zdaliśmy sobie sprawę, jak wielkim sportowcem był Adam Małysz i jak wiele osiągnął. Kolejnym, naturalnym, elementem naszej wycieczki musiała być skocznia w Wiśle Malince. Zbudowany w 1933 roku obiekt, a zmodernizowany w 2005 roku zrobił na nas olbrzymie wrażenie. Monumentalny, wielki, imponujący. Szczęśliwcy, którzy dodatkowo odważyli się wjechać wyciągiem na górę, mogli przez chwilę poczuć to co czuje skoczek stający na rozbiegu ... drżenie kolan i "coś" w przełyku. Niesamowite uczucie.
W poniedziałek podzieliliśmy się na dwie grupy. Pierwsza udała się do Leśnego Parku Niespodzianek. Miejsce to pełne jest rzadkich i po części objętych ochroną gatunków zwierząt. Żubry, sarny, szopy, orły i majestatyczne sowy były na wyciągnięcie ręki. Wspaniały pokaz ptaków łownych, a potem sów był ukoronowaniem dnia spędzonego blisko z naturą.
Druga grupa wybrała się na spotkanie z przygodą w Parku Linowym "Przygoda". Ubrani w uprzęże i kaski pokonywali kolejne, coraz to bardziej wymyślne przeszkody, zawieszeni wysoko w koronach drzew. Wykazując się odwagą i brawurą w komplecie wszyscy ukończyli morderczą ścieżkę. Spoceni, ale bardzo z siebie zadowoleni wrócili do ośrodka.
Wtorek był naszym ostatnim dniem. Od rana niebo płakało, żegnając się z nami. Ostatnie chwile w Wiśle spędziliśmy na pożegnalnym obiedzie i kupowaniu pamiątek. W każdej torbie znalazł się oscypek, a w głowie myśl: "Szkoda, że to już koniec".

Zobacz naszą galerię.

< < <